środa, 28 grudnia 2016

Foto

17:20 4 Comments
Robiąc już od prawie 5 lat zdjęcia , moim kochanym Sony Alpha 500 (  Sony DT 18-55 mm f/3.5-5.6 SAM i od półtorej roku jego młodszym bratem TAMRON AF70-300mm F/4-5.6) czas nasmarować jakiś dłużysz post w tym temacie , zamiast tegorocznego  podsumowania 2016 roku :p . (niby nic mi nie zrobił ale bardzo mi się ten 16 nie podobał  ) .

....a więc jak to wszystko się zaczęło....


Dlaczego taki post na  blogu o psiej tematyce ?   Psiarze chyba nie mogą zaprzeczyć ,że wraz z pojawieniem się szczeniaczka "do zestawu" powinni dołączać jakiś aparat albo sesję zdjęciową :p. Taki mankament w tym psim światku, który wcale a wcale mi nie przeszkadza ;) a wręcz bardzo miło  ogląda się te szczeniaczkowe sesje w nowych domach :) . No i jak można się już spodziewać zjawisko to nastąpiło także u mnie , natężenie ja i aparat znacznie wzrosło i  od tego wszystko się zaczęło. A tym czymś był oczywiście ten puszek
(jedno z pierwszych zdjęć jakie poczyniłam lustrzanką :p , ponieważ wcześniej była w posiadaniu innego członka mojej rodziny )


 Pierwsze ze zdjęć wyglądały dość podobnie :p pstrykane bo pstrykane a dopiero później zaczęły się bardziej "pozowane" jednak nie oszukujmy się , wciąż jakoś nie mogłam znaleźć tego czegoś :p

 (proszę zauważyć to przygotowanie do sesji w postaci kocyka :P )
 pomijając to ,że tylko na automacie udało mi się uratować foty a te na manualnym wyglądały bardziej jak to poniżej.
Wciąż jednak coś ciągnęło do zrobienia idealnego zdjęcia, takiego które bardziej by mi się podobało. I gdy już skończyłam z automatem i zaczęłam bawić się innymi opcjami , zaczęła się prawdziwa  zabawa.
 <---- tutaj pierwsze próby , ewidentnie nie pyknęło , ale kiedy później zaczęło coś wychodzić to wkręciłam się w to całkowicie i na jakiekolwiek dłuższy spacer bym nie szła , brałam ze sobą aparat.
Efekt. ..... pierdyliard zdjęć na dysku.
Co trwało jeszcze co najmniej dwa lata i dopiero później zaczęłam oszczędzać ten mój biedny aparat. I hamować się z ilością pstrykania .

Ale wszystko małymi krokami, pierwszy punkt mojej przygody z aparatem skupiał się na tym ,żeby obiekt widoczny na zdjęciu wyglądał możliwe najprzyzwoiciej :p tj. nie zamazane , ostry iiii śliczniutki ;p ( jeśli chodziło o tego tutaj kejterka)
A później przyszła pora na scenerię i sytuacje w których przy zwykłym spacerze czy też drodze do szkoły  zaczęłam zauważać miejsca ' o kurcze tu mogłyby wyjść całkiem fajne zdjęcia' :p coś  jak w wypadku dzikiego zboczenia pojawiając się w nowych miejscach ' ooooo jakie dobre miejsce na trening z psem'; )

A wiec mamy już dwa punkty : wariacje na manualu i TŁO, przy którym odkryłam kolejny punkt tajemnicy aparatu ; mianowicie ŚWIATŁO.

I muszę przyznać ,że na tym właśnie opierają się na dziś dzień moje całe "zdolności" :p bo jeśli znajdę dobre światło to fotka ; w moim mniemaniu; jest całkiem całkiem okej , w innym już niestety tylko całkiem znośna i cofnięta do 2011 roku.





No i kolejne kluczowe słowo , którego usiłuję się trzymać to  KADR , jednak z tym to już różnie aczkolwiek nastąpił znaczy progres :p 
odstęp czasu trzy lata  , sztuczka niby ta sama , człowiek też , border jest :p A jednak druga fota znacznie bardziej uderza w mój gust , pomijając już fakt ,że akurat tutaj nie spełnił mi się jeden z punktów.....ostrość. 

Zdjęcia w statyce załatwione . czas na odwieczną walkę : zdjęcia w ruchu 
tu tak naprawdę jest loteria , czasem mam wrażenie ,że zdjęcie wyszło super hiper , staje na rzęsach , latam po tych ustawieniach iso nie iso :p  kładę się na mokrą ziemie parzę na aparat whoooh ale fota , po czym wrzucam zdjęcia na komputer i okazują się totalną kichą. 
Ale ale ale  ,  tak jak zdjęcia portretowe jako tako mi się podobają, tak te w ruchu pozostawiają niedosyt , bo nigdy nie jest tak jakbym chciała , mimo iż tu chyba bardziej się coś  ruszyło........ chociażby kadr :p



tu na zdjęciu poniżej ruch i kolejne magiczne słowo czyli PROGRAM 
w wypadku usunięcia linii pomógł mi picassa natomiast na co dzień jest przy mnie mój niezawodny Photoscape ; jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ; a marzyłby się taki lightroom :p 
Cudów oczekiwać nie można ale da się w małym stopniu czasem coś uratować i ewentualnie trochę pobawić się intensywnością

Gorzej z fotami gdy pojawia się mój czarny diabeł a mogłoby  się wydawać ,że nie całkiem taki czarny :p 
5 lat razem a i tak czasem ciężko zrobić mi zdjęcie w ruchu żeby nie był zamazany albo statyczne ,bo przeważnie nie widać jednego oka....

Jednak jakby na to nie patrzeć z każdym rokiem jestem coraz bardziej zadowolona z tego co widzę i chyba to mnie cieszy najbardziej. Nie dość ,że sprawia mega frajdę , to i zostaje  pamiątka.   I tak jak i przed Setusem zdjęcia byłby dla mnie bardzo ważne tak i teraz kiedy to ja stoję po drugiej stronie aparatu są jeszcze ważniejsze , zwłaszcza kiedy mogę iść na spacer w fajnym gronie, psy "wybiegane" , a ja mogę bawić się i stwarzać swoją rzeczywistość (czasem brzydkie miejsca mogą na zdjęciach wyglądać całkiem magicznie ;)  jednocześnie dając znajomym pamiątkę  ich pupilu w formie zdjęć.
Więc nawet jeśli wymagało by to wielu prób i błędów, twórzcie swoje własne magiczne spojrzenie na świat bo to całkiem miła i przyjemna sprawa kiedy spod naszych rąk wychodzi coś z czego jesteśmy zadowoleni ;)  Zdjęcia same w sobie są ważne , pomijając to  czy chodzi o te psie czy nie.


 Najlepsze  dla mnie to takie których mimo wszystko  nie publikuję i z całą stanowczością nigdy nie będą widniały na fejsbukach czy instagramach . Mówiąc szybciej : zdjęcia są fajne= wspomnienia są fajne . Dlatego róbcie zdjęcia  bo " ludzie się zmieniają a zdjęcia nigdy " 
Życzę Wam więc wielu zdjęć w tym 2017 roku , a sobie na kolejne lata żeby moja przygoda z aparatem wciąż była kwitnąca.

Szczęśliwego Nowego Roku ! I niech zdjęcia będą z Wami !

środa, 21 września 2016

ło ło ło ło work

18:24 0 Comments

 Na taki to fajny cytat wpadłam ostatnio w internecie....
Skończyło się gadanie i jakoś od połowy sierpnia powróciliśmy do regularnej aktywności. Chodzenie, trochę fikania, sztuczki, rozproszenia w mieście. Generalnie jakieś tam małe dłubanki do "wielkich" rzeczy. No wiecie , takie puzzle żeby potem pokazał nam się piękny obraz ;)
 Zasięgnęłam do mojego treningowego zeszytu ,który był prowadzony z większym lub mniej powodzeniem , w którym to zapisywałam sobie tyle wskazówek ile udało mi się zapamiętać po warsztatach a także jakieś tam moje "złote myśli"  z naszych podwórkowych treningów. I muszę przyznać , że nawet nawet udawało mi się stosować  do pewnych rzeczy podczas treningów.
 No i jak to  bywa ,musi coś się spaprać dla równowagi ,żeby nie było za kolorowo ;)Jako tako zaplanowałam sobie różne aktywności dla Secia dlatego  w x sobotę września mieliśmy zaplanowany wypad nad jezioro by pies mógł sobie popracować nad mięśniami w  wodzie . I bach dwa dni wcześniej kaszel, kaszel , kaszel. Vet, antybiotyk i m4. Nagły stop dla ambitnych planów zdecydowanie nie poprawia humorów i jeszcze ta jesienna aura , która wpadła do nas z dnia na dzień.
Iiiii gdyby to była normalna jesień pewnie znowu odłożyłabym nasz treningowy zeszyt w kąt , ale chyba trochę pozmieniały mi się styki , bo przecież ile można przechodzić tych jesieni w życiu i odstawiać sobie plany i marzenia na później. Stop. Kolejny dobry cytat, na który ostatnio trafiłam
 "Marzenia się nie spełniają , marzenia się spełnia "
tudzież jakieś nasze cele, które z roku na rok wyglądają tak samo a odkładam je na eee zaczniemy od wiosny, lata, sratatata.
Przeglądając ostatnio posty zauważyłam ,że dużo pozytywnej energii się u nas przewinęło , ale też w pewnym momencie coś pękło i ciążyło , ciążyło i odbijało się na pracy z psem a ciągnęło przez kawał czasu. Teraz chyba pyknęło znowu , tym razem już na dobre tory.
Nasze cele nie są jakieś szalone i ekstremalne , ale chce utrzymać burka w kondycji wystarczającej przez zimę,  żeby znowu potem się nie użalać nad powrotami do kondycji a ostatnio coraz częściej nam się to zdarzało. No bo kurczę , taki przykład : co roku wiem że będą zawody.łał, co za nowość . Wiadomo nie wiem czy uda nam się w nich uczestniczyć ale nie są też one zaskoczeniem. A pamiętam tylko jedne na które pojechaliśmy przygotowani i zestresowani bo był to nasz pierwszy start w tossie we Wrocku. Gdzie tu sens :D? Zawsze wszystko ciągnie żeby jechać. Czasami spontanicznie, ale chciałabym żeby nawet "na spontanie" pies był w wystarczającej kondycji by przepracować całą rudne a i w główce było poukładane żeby skupić się na ten czas.
Czuję się jakbym robiła już noworoczne podsumowanie odnośnie tego co chcemy osiągnąć w nowym roku , ale właśnie ! Po co tyle znowu czekać !
I proszę nie pomyśleć ,że chcę cisnąć tu na jakieś sportowe ambicje :p ale chcę  jeśli zdrowie nam na to pozwoli móc wystartować z Setem w przyszłym sezonie , pogłaskać się po głowie i dostać prezent w postaci ładnych rund, z których to będę zadowolona; a bo ładnie się skupiał czy to może nie uda mu się nie zgnieść żadnego dysku.
Tak pokrótce ma to wyglądać :p
A jako ,że nadchodzi sezon jesiennego przygnębienia a co zauważyłam w psim środowisku również wiele osób popada w stan jesiennej hibernacji i plany ulegają małemu zderzeniu z szarą zimową rzeczywistością. Może czas to wreszcie zmienić ....wchodzicie w to  z nami ;p ? !

środa, 14 września 2016

I Dogtrekking Sława - 2016

15:50 6 Comments
Jakiś czas temu , a dokładniej było to 20 sierpnia wzięliśmy udział w pierwszym naszym dogtrekingu  , ale także w pierwszym takim organizowanym w Sławie , wcale nie taki kawał drogi od nas.
link do wydarzenia
Długość trasy ok. 10km,no to   pieski mogą jechać fikać. A co najważniejsze zebrane pieniążki zostały przekazane na Głogowskie Stowarzyszenie Pomocy Zwierzętom AMICUS .
No więc decyzja , jedziemy ! W składzie Weronika i Zee, Agata i Sara , Klaudia i Abi oraz Ala i Gabi w ramach późniejszych pokazów frisbee. 
od lewej: Holy, Zee, Setu, Gabi, Abi
I jak to zawsze przed czymś nowym pojawił się pytania typu : ty ale my tam musimy biec te 10 km czy co :p.
no i  bynajmniej nie biegłyśmy ; ) a wręcz hmmm  podziwiałyśmy przyrodę :D żałując w niektórych momentach ,że żadna z nas nie wzięła aparatu. I tak pierwsza osoba przekroczyła metę z czasem 57min , do teraz mam wow i ogromne gratulacje ! Gdzie my przycumowałyśmy do mety w 2 h 42min . Ale też dostaliśmy oklaski , czując się jak gwiazdy na fashion weeku ;p

Sama trasa minęła nam bardzo miło ! Bardzo :D Dostałyśmy mapki na których były wyrysowane 4 punkty kontrolne , które trzeba było zaliczyć a dla nas były to miejsca na krótki przystanek , nawodnić psy i ruszyć dalej. Polem , lasem, drogą , niby 10 km gdzie tu się zgubić ale jak spotkają się 4 kobiety to i tak każda ma swoją wizję drogi :D tu jest przystanek no i my tu i dalej gdzie ta ulica czy ta .
Przy każdym punkcie kontrolnym otrzymywaliśmy karteczkę z numerkiem. I na następny dogtreking trzeba mianować Agatę kierownikiem trzymania kartek bo dobrze odwaliła swoją fuchę :D  i doniosła wszystkie nasze karteczki całe i zdrowe na metę ,kiedy to ja swoją pierwszą po chwili gdy dostałam zaraz  gdzieś zgubiłam :p

Po dotarciu na metę mieliśmy jeszcze chwilę na odpoczynek , psy wskoczyły do wody. I jakiś czas później rozpoczęły się pokazy flyballu i dogfrisbee.
Był to nasz pierwszy dogtreking  ale jeśli każdy ma tak wyglądać to czekamy już z niecierpliwością na kolejny , który jest już zaplanowany na 8 październik link do wydarzenia 
!

Co do samej organizacji , ojej ogarniecie takiej imprezy na pewno nie jest łatwe  ale wszystko było dopięte na ostatni guzik , a bynajmniej jakiegoś ewentualnego zamieszania nie dało się odczuć :) Pani Justyna wykonała kawał ciężkiej roboty.
pokazy, atrakcje , upominki , dzięki którym chyba wszyscy poczuli ,że nie ma przegranych, bo naprawdę każdy dostał jakiś upominek i piękne dyplomy co było bardzo miłe  !  A jeszcze pieniądze poszły na fajny cel. Dwa w jednym zabawa dla nas pomoc dla innych.
 No i mam nadzieję ,że na następnych zawodach widzimy się w podobnej ekipie !
Pozdrawiam P&S

fot.GminaSława

czwartek, 1 września 2016

frizbo agilitki

14:27 0 Comments
Jakiś czas temu zawitaliśmy do Poznania z naszymi Gabutami na trening do Pauli i Agnieszki .
Niby miały byś friizbiacze a tu proszę :p załapaliśmy się na trening z hopkami co prawda dwoma i tunelem pod kątem frizgility. Seto miał pierwszą styczność z tunelem  ale poszło mu całkiem nieźle :) Tak ,że przy drugim wejściu mógł już pyknąć całą sekwencje. No i chyba faktycznie temu mojemu burasowi hopki przypasowały ;) może jeszcze kiedyś uda nam się co nieco liznąć.


 A z samego zachowania pieseczka jestem mega dumna <3 bo jak Agnieszka zauważyła jest progres gdzie Setu nie bawi się już w dzieci kwiatów tylko ponoć dzielnie mnie słuchał :p
Czyli wyjazd bardzo nam się opłacił. Pierwotnie miałam jechać sama żeby sobie tylko porzucać , potem jednak przyszła myśl by zabrać burka, tak o właśnie żeby mógł sobie egzystować znowu w większych rozproszeniach bez większych planów na temat tego co chcemy przepracować.
A wyszło bardzo miło! Bo i pies spisał się w rozproszeniach, mogliśmy przywitać się z tunelem, a i pizze się zjadło na łonie natury  ;D

 fot.A.Totoń
fot. iwszystkojasnebc


piątek, 26 sierpnia 2016

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Latające psy - Wrocław 2016

00:11 5 Comments
Jedziemy, nie jedziemy, jedziemy , nie jedziemy - mamy jak jechać , to jedziemy.....jedziemy - nie mamy jak jechać , łe to nie jedziemy .  mamy miejsce ....jedziecie? a klatka się zmieści ? zmieści. to jedziemy.
tak w skrócie wyglądały nasze zapisy na Wrocław :p

Skutkiem czego było oczywiście" piękne "przygotowanie,
 tak wiem ile można się tym wybielać ale w momencie kiedy finalnie się zapisaliśmy, do zawodów pozostał tydzień , a nam co najwięcej dwa treningi. No i tak to z jednej strony głupie i nieodpowiedzialne nooo ale co zrobić kiedy serduszko puka w rytm zawodów :p
Generalnie plan był taki by w tym roku może jednak odpuścić sobie zawody i widocznie tak miało być a pierwszym znakiem był już Poznań , który pokrył mi się terminowo z innym wydarzeniem.
Ale teraz oficjalnie zapowiadam sobie :p że za rok jak nie Wrocław to Poznań , będzie naszym sprawdzianem z treningów jakie wdrożę może wreszcie systematycznie w życie a co powoli już czynnie :p (teraz, pisząc ten post z małym poślizgiem od czasu tychże zawodów) ;)
Moja mobilizacja w pierwszej połowie tego roku była dość ...mierna , ale już powolutku wszystko się odkręca.
Co do samego występu :p jako ,że nowy regulamin , czekała nas jedna runda tossa w której to rzucałam takie rzuty , których mój pies nie miał prawa złapać. A wręcz jest to dla mnie frustrująca sprawa gdzie pracując z psem nad lepszym aportem itp. nagle zaskakuje go i zamiast mu jeszcze pomagać rzucam takie szmaty , na które nie jest przygotowany.
ale za to naszej Alucie i Gabucie, ;  z którymi to przyszło nam spędzić ten dzień i poratowały nas w kwestii dojazdu ; poszło wybornie jak zawsze :) .
Co do samych zawodów . Było jak zawsze :D i to właśnie dlatego tyłek tak mi się darł żeby startować ,żeby być ,żeby uczestniczyć i znowu spotkać masę pozytywnych osób.
 a z samych zawodów wróciliśmy z piękną kamizelką z logo dog chow i jeszcze paroma drobiazgami :D








zaglądamy